Zaczęło się pochmurnie i deszczowo, w sobotni poranek padał deszcz chwilami przeistaczający się w okropną ulewę. Możliwość pojechania do ślubu wymarzonym kabrioletem cadillac stała pod znakiem zapytania. Trwałość fryzury panny młodej w tak paskudną pogodę była jedną wielką niewiadomą. Co zrobić z suknią? Jak dojść dojść do kościoła? Jak dostać się na salę weselną? Pogoda chciała pokrzyżować wszystkie plany.
Tuż przed rozpoczęciem najważniejszych momentów w dniu ślubu zza chmur nieśmiało zaczęło wyglądać słońce...
Ktoś musiał maczać w tym palce, jestem pewien że i Kasia nie jest bez winy - cały dzień na jej twarzy gościł uśmiech, tak jakby wiedziała że nic nie jest w stanie zepsuć jej najpiękniejszego dnia. Tryskała energią, optymizmem i radością.
Prawdziwy wybuch mega-pozytywnych emocji nastąpił kiedy zobaczyła przez okno swojego (wtedy jeszcze przyszłego) męża... Dalej było już tylko lepiej. :)
Cały ten dzień, aż do samego końca, przepełniony był emocjami. Radość i euforia przeplatały się chwilami z nutką stresu i wzruszenia.
Chciałbym aby każdej parze dzień ślubu udał się dokładnie tak, jak Kasi i Sławkowi, wspaniałym ludziom z którymi i ja się bawiłem. :)